Tak na wstępie polecam:
Z zaskoczeniem ostatnio w swojej puerowej szafce odkryłem dwa tuocha, o których totalnie zapomniałem. Krótki research moich starych zamówień i przekopywanie resztek pamięci uzmysłowiło mi, że zamówiłem sobie w Chinach na taobao dwa tuo z lat 90-tych za okazyjną cenę. Te klasyczne fenghuangi (feniksy) z Dali są dość popularnymi ciastkami i nawet te sprzed 20 lat często zaczynają się od kilkudziesięciu yuanów. (aczkolwiek te lepszego sortu, lepiej przechowywane kosztują np. ok. 200 Y). Fenghuang tuocha (凤凰沱茶), czy też "Tulin" fenghuang (土林 - tulin, dosłownie "ziemny las") zaczęto produkować w 1985. Na blend składają się liście yunnańskie grade'u 1-6 (czyli dość niskie), wiosenne pączki, szypułki. Teraz, popularne są również shu fenghuangi, które noszą nazwę 金凤凰 (złoty feniks).
Niestety nie pamiętam ani swojego konta taobao (do logowania używa się chińskiego numeru telefonu, którego absolutnie nie pamiętam), a mój komputer jest w stanie spoczynku w serwisie (okazało się, że układ chłodzenia padł i nie można nigdzie zamówić części zamiennych), więc nie dam rady sprawdzić w historii Skype'a (wiedzieliście o tym, że rozmowy tekstowe Skype, są przechowywane na waszym dysku, a nie w chmurze? Ja nie...) o zamówienie jakich herbat prosiłem mojego współlokatora w Chinach. Krótkie szpiegostwo pozwoliło mi znaleźć jednego ze sprzedawców od którego zamawiałem większość swoich starych herbat (może pamiętacie moje wpisy o puerach pachnących mokrą piwnicą? To właśnie ten). Na szczęście na przestrzeni lat zmieniały się też etykiety, co pozwoliło mi stwierdzić, że akurat ten fenghuang, którego posiadam musi być z lat 90-tych (jeśli oczywiście optymistycznie założymy, że sprzedawca nie oszukiwał i nie podmieniał opakowań). Herbaciarz, od którego (prawie na pewno) zakupiłem te tuocha na sprzedaż ma tylko rocznik 94. Mogę więc założyć, że to ten rok. Oczywiście nie jestem jakimś purystą i naprawdę dość mi wszystko jedno czy to początek, czy koniec lat 90-tych. Ważne żeby herbata była dobra.
Puer leżał chyba w średnio sprzyjającym mu środowisku. Można by zażartować, że miał trudny okres dojrzewania ;] Nawet na moich mało dokładnych zdjęciach widać średnio ciekawy, biały nalot na liściach. W takiej mikro ilości nie powinno to chyba stanowić problemu. Kilka razy widziałem na forach naprawdę zapleśniałe puery, gdzie ludzie próbowali je ratować (już z taką błękitną pierzynką). W moim przypadku wygląda to na jakiś nieszkodliwy szczep. Jakby jednak wśród moich czytelników był ktoś, kto jest w stanie przepadać próbkę, to proszę dawać znać - chętnie prześlę kilka gram. W celach badawczych oczywiście ;)
Liście są dość suche i kruche, łatwo się rozwala ciastko. W zasadzie aż za łatwo, gdyż boję się, żeby nie skruszyć liści za bardzo. Drobne ilości mikroorganizmów na starych puerach nie są czymś szczególnie rzadkim. W tym wypadku bardziej boję się o to, że zepsuje on smak. Nikt chyba nie chce czuć grzyba w herbacie. Aczkolwiek, porównując swoją delikatnie zaszronioną herbatę, do tej,
którą pija Hster z teacloset, uważam, że moja jest nawet w porządku.
tutaj jeszcze dokładniej widać biały nalot
W przeciwieństwie do młodych puerów tutaj parzenia robię stosunkowo dłuższe. Nie jest już to zalanie i wylanie, które trwa co najwyżej kilka sekund. Zaczynam od dwóch płukań by obudzić te zestarzałe liście.
Zanotowane przeze mnie czasy parzeń, to kolejno: 5, 10, 15, 25, 35, 50, 80. Dwa ostatnie parzenia trwają już kilka minut i służą do wyciągnięcia z liści wszystkiego co się da.
Pierwsze parzenia robię z użyciem wenxiangbeia. Herbata ma aromat mokrego drzewa i strychu. Dzisiaj kojarzy mi się też z mokrą glebą i dojrzałym orzechem włoskim. Smak i aromat mokrej gleby i starego drzewa odpowiada nazwie tej herbaty: "Tulin". Po kilku parzeniach, gdy już liście się wybudzają herbata nabiera ciemnego koloru. Od ciemnych żółci przechodzi w brązy z rubinowymi odcieniami. To co zauważam z pierwszym łykiem, to pełnia i głębia smaku oraz uczucie, jakby się piło tłusty rosół. W przeciwieństwie do samego aromatu, nie czuć w smaku aż tak bardzo zmokłej spiżarni. W smaku lekko pikantna - czuć to szczególnie na podniebieniu. Wysusza również gardło.
Herbatę zacząłem pić wieczorem o 23. Teraz, pisząc, popijam ją już swobodniej - jakby nie było, również w celu pobudzenia moich ośrodków pamięci. Notatki, czasem lekko enigmatyczne, nie zawsze dają się odtworzyć, a przerzucenie zdawkowych ekspresji z notatnika na wpis blogowy czasem graniczy z cudem. Herbata ma lekkie chaqi, ale nie jest szczególnie pobudzająca.
Popijając ją podczytuję sobie żywot i wybrane mowy św. Grzegorza z Nazjanzu (który wbrew pozorom nie był biskupem Nazjanzu, tylko jego ojciec Grzegorz Starszy; on sam był biskupem zapadłej wsi Syzymy, w środku traktu kapadockiego, gdzie mieściła się tylko siedziba poczty cesarskiej), przyjaciela Bazylego Wielkiego. Był to poczciwy mówca, teolog (do tego stopnia wybitny, że zyskał przydomek Grzegorz Teolog) oraz miłujący spokój chrześcijanin, który, gdyby nie ambicje jego ojca i przyjaciela Bazylego, większość życia spędziłby najchętniej jako pustelnik w górach. Do tego stopnia daleka mu była polityka Kościoła i intrygi związane z biskupstwem (jak widać problemy te już irytowały ludzi od IV w. n.e. - a jak się zerknie na pisma innych Ojców, to już nawet od II czy III w.; jeszcze inni mogą się dopatrzyć zapowiedzi tego w listach św. Pawła), że po święceniach na kapłana, jak i później biskupa uciekał za każdym razem na kilka miesięcy, czy lat na pustelnie, skąd musiał być ściągany niemal siłą. Teolog i orator z niego był genialny. Otrzymał świetne wykształcenie z retoryki w Cezarei, Aleksandrii oraz kilkuletnie w Atenach. Zapoznał się w Aleksandrii z dziełami z biblioteki Orygenesa, a razem z Bazylim zrobili wypisy z jego najważniejszych dzieł. Jak w 379 na prośbę wiernych udał się do Konstantynopola, okazało się, że nie ma ani jednego Kościoła należącego do ortodoksyjnych katolików. Wszystkie były zajmowane przez arian, nowacjan i sabelian (ówczesne heterodoksyjne nurty w chrześcijaństwie). Kościół urządził w domu krewnych. Jeszcze w tym samym roku wygłosił płomienną mowę na temat powołania teologów (oskarżając ich o gadulstwo, mądrzenie się i karierowiczostwo) i wyznania wiary o Trójcy Świętej dla delegacji biskupów (których nie omieszkał nazwać w przemowie tępakami). Przez hierarchów nie był szczególnie poważany (był w końcu biskupem zapomnianej wsi), może oprócz przyjaciela Bazylego (i jego brata Grzegorza z Nyssy) oraz ojca, który był szanowanym biskupem Nazjanzos (pełnił tą funkcję nie bagatela 45 lat i dożył niemal stu lat, co na tamte czasy graniczyło z cudem).
Odbiegłem trochę od tematu, ale na swą obronę mogę zapytać: cóż jest przyjemniejszego jak łączyć starą poczciwą herbatę ze starożytnymi tekstami?
Liście są zróżnicowane. Niektóre z nich są faktycznie dość spore, inne malutkie. Jest trochę grubych, mięsistych szypułek. Zdążyły już dość mocno ściemnieć - ciemna zieleń i lekkie brązy (w zasadzie zależne od światła).