sobota, 15 listopada 2014

2007/2008 Lincang Yunxian Guohan

Jedna z herbaciarni, którą odwiedzałem na targu herbaty w Xi'anie sprowadzała głównie puery i dianhongi od Yunxian Guohan. Już opisywałem jednego z puerów, którego u nich zakupiłem. Zakupiłem również dwa xiaobingi po 100g każdy. Produkt, jako herbata jest dość ciekawy. Problem stanowi jego opakowanie. Ma on bowiem drukowane opakowanie od shu puera, które zostało przebite pieczęcią na shenga. Nabite osobno daty mówią nam też, że herbata została zebrana w kwietniu 2007, a następnie leżakowana przez rok i w październiku 2008 zbita w ciastko - zagadkę dwóch dat akurat rozszyfrowała mi młoda pomocniczka właścicielki herbaciarni. A tak w ogóle to wpis o tej herbacie miałem zrobić już ponad rok temu. Pierwsze zdjęcia i notatki z jej próbowania miałem już w Chinach. Potem jeszcze kilka razy ją piłem (w Chinach i już w Krakowie), ale nigdy nie doszło do finalizacji tego zamiaru. W związku z tym, moja karta pamięci od aparatu jest zapełniona jakąś setką zdjęć z sesji z tym puerem. Oczywiście mam na tyle litości w sobie, że nie będę Was nimi zasypywał.

*Pijąc tą herbatę podczytywałem sobie Junga i słuchałem utworów Docetism, więc dla minimalnego wczucia się proponuję odsłuchanie jednego z utworów:




Na powyższym zdjęciu widać ile zostało mi już z pierwszego z dwóch ciastek


Niestety, fenomen przebitego opakowania sprawia, że nie jestem w stanie powiedzieć więcej o tym ciastku poza to, że jest z okolic Yunxian w Lincang (jak wszystkie produkty tej firmy) oraz, że została zebrana w 2007 i sprasowana w 2008 roku. Numer receptury (utworzonej w 2006), który widnieje nadrukowany na opakowaniu dotyczy niestety shu-cha. Można spekulować, czy użyto tych samych blendów liści do wykonania tego shenga, ale to już tylko sfera domysłów.




Ciastko w przeciwieństwie do zwykłych bingów, jest mocniej zbite. Zawiera dość sporo szypułek. Liście nie są spektakularnie duże na oko.




Udaje mi się wyodrębnić trzy dość zbite kawałki herbaty, które idealnie zmieszczą się w czajniczku. Ostatnio byłem zbyt rozrzutny przy parzeniu herbaty. Jak przekraczałem 8 gram przy młodych shengach, zazwyczaj uzyskiwałem napar o intensywnej goryczce, która co prawda mi nie przeszkadzała, ale już członkowie rodziny nie gustujący w tak mocnych herbatach nie zawsze byli zadowoleni (a jeśli już to z późniejszych parzeń, gdzie pierwsza goryczka już się wypłukała). Zazwyczaj parzę na oko, ale ostatnio postanowiłem sprawdzić jak te proporcje dokładniej wyglądają przy moim czajniku. Od 8 gram, jak już pisałem to zbyt wiele puera na mój czajnik, z kolei odkryłem, że od ok. 6 w dół, to dla mnie zdecydowanie za słaba herbata. Lubię bardzo krótkie parzenia niemal wrzątkiem. Zalewam, wylewam. To kwestia kilku sekund. Zazwyczaj tyle, co zajmuje oblanie yixinga wrzątkiem i czasem przepłukanie czarki. Parzenia zaczynam wydłużać dopiero po jakimś 5 parzeniu. Dlatego też nie lubię dawać zbyt małych porcji, wtedy czas się wydłuża, a czasem można zgubić rachubę.




Herbata jest smaczna i ciekawa. Jedna z tych, co warto polecić w jej cenie. Jeśli mnie pamięć nie myli kupowałem xiaobinga po 30 albo 35 yuanów od sztuki.
Od samego początku wydaje się dość złożona w smaku. Można powiedzieć, że ma delikatną cierpkość - nie jedną z tych intensywnych i ściągających. W smaku kojarzy mi się z surowym drewnem. W barwie jest ciemniejsza od tych, które ostatnio pijałem. Nie ma jakiegoś spektakularnego huigana. Jest słodka w ogóle, ale nie ma tej dominującej słodkości przychodzącej po przełknięciu.




Korzystam z wenxiangbeia po to, by wyciągnąć jak najwięcej z aromatu. Po mocniejszym zaparzeniu wychodzą z niej podwędzane nuty, lekko ziołowe. Pojawiają się skojarzenia z jakimiś cięższymi, niezidentyfikowanymi przyprawami. W późniejszych parzeniach próbuję znaleźć coś bardziej charakterystycznego. Jest w niej coś oryginalnego, ale nie jestem w stanie dojść do tego. Może to smak prażonego ryżu? Coś bliżej, ale nie do końca.




Podsumowując herbata jest porządna. Ma zachęcający, słodki aromat i niebanalny smak. W sumie, gdy się przetrzyma te kilka sekund dłużej pojawiają się u mnie skojarzenia z wędzonym mięsem i jakimiś warzywami korzeniowymi. Czasem w trakcie picia pojawiały się skojarzenia z bulionem, aczkolwiek to nie jest dokładnie to - bardziej chodzi o samą głębię i pełnię smaku.




Po parzeniu widać, że liście są w znacznej mierze duże. Grube i długie szypułki oraz wielkie, ale poprzerywane liście. Troszkę młodszych, mniejszych listków. Minimalna ilość pączków. Widać też, że niektóre z liści już zbrązowiały, a inne mają głęboki ciemny kolor. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz