czwartek, 13 grudnia 2012

2006/2009 Cangjiang Mingzhu

Mam do nadrobienia trochę wpisów, a nie mogę pisać w dużych odstępach czasu po piciu herbaty, bo wrażenia już nie są te same. Każda kolejna sesja herbaty jest jednak trochę inna od poprzedniej, są to jednak wrażenia bardzo subiektywne, uzależnione od nastrojów, humorów, emocji. Naszego nastrojenia. Na przykład przy pierwszym próbowaniu tej herbaty (łącznie z czterech - z czego z dwóch sporządziłem notatki) skupiłem się bardziej na efekcie jej cierpkości, kwaskowatości. Tym razem starałem się skupić na jej słodkich nutach. Ale o tym dalej. Wracając do nadrzędnej roli subiektywnych doświadczeń w degustowaniu herbaty. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem oczarowany eksplorując świat obrazów Felliniego. Stąd też moja czcza grafomania i przynudzanie. Nie zmienia to faktu, że Nino Rota robi za idealny podkład muzyczny i tworzenie nastroju przy sesji ze szlachetnym puerem.





Jest to kolejna herbata upolowana w jednym ze sklepów na chacheng w Xi'anie. Wyprodukowana przez Yunxian Guohan z wioski Hewan w Lincang. Materiał pochodzi z terenów antycznych tysiącletnich ogrodów na Wuliangshan o powierzchni 10.000 mu. Tereny Wuliangshan są jednymi z bardziej zróżnicowanych pod względem warunków geograficznych i pogodowych, dlatego herbaty z tamtejszych drzew mogą się znacznie różnić. Wysokość waha się od 1000 do 3300 metrów nad poziomem morza. Surowy materiał, z którego wyprodukowano tą herbatę został zebrany do 1 marca 2006. Z tego co zrozumiałem jest pochodzenia z okolic Aihua (ok. 30-40 km od Hewan). Ciastko zostało sprasowane niemalże równe 3 lata później, w 2009 roku. Listki więc są w znacznie większym stopniu zwinięte i podkurczone niż ma to miejsce w regularnych ciastkach prasowanych w krótkim odstępie czasu od zbioru.






Ciastko miało swoją cenę, ale biorąc pod uwagę, że są to liście z gushu, jest to raczej standardowy próg. Fabryka nie jest wielka, co zresztą można zobaczyć na zdjęciach producenta.






Liście jak już pisałem, są ciemne, poskręcane. Ciastko młode, ale herbata już dojrzała. Po wrzuceniu do rozgrzanego yixinga wydzielają bardzo przyjemny, słodki, nektarowy, lekko owocowy aromat.






Delikatne, cytrusowe, przyjemne ku zaraz po wejściu. Na przedzie języka niemal od razu pojawia się smak mokrego drewna. Bardzo przyjazny kougan - dojrzały, pełny, głęboki. Herbata ma coś w sobie z cierpkości hongcha.






Aromat bardzo słodki, lekko miodowy. Ma coś sobie z pyłku pszczelego - zarazem słodycz i goryczkę. Smak jest bardzo złożony. Da się wyczuć bukiet słodkich jesiennych owoców i słodkich kwiatów. Napar ma barwę rdzy, orchy. Lekki efekt wysuszający gardło.

Staram się nie spieszyć, bardzo powoli delektując się herbatą. Dokładnie rozprowadzam ją w ustach przed przełknięciem. Kilka razy uderzam wierzchem języka o podniebienie i dokładnie przejeżdżam czubkiem języka po dziąsłach. Przełykam. Czuć delikatne szczypanie z tyłu podniebienia, w dołeczkach i na koniuszku języka.






Z gorących liści w yixingu wydobywa się słodki zapach przypraw i gorącej czekolady (nie tak intensywny jak spotyka się czasami w niektórych yancha). Lekko dymiony smak zaraz po wejściu. Bardzo mi się podoba złożoność smaku. Intensywny, mocny, niczym perfuma. Jednocześnie nie agresywny, lecz przyjemny, słodki. Napar z kolejnymi parzeniami się rozjaśnia przechodząc w jasne, czyste, słoneczne żółcie. Już po dziesiątym parzeniu, mimo wygaśnięcia silnej barwy naparu nadal bardzo przyjemny kougan i wyczuwalny, delikatny huigan.
Łącznie dochodzę do 18 parzeń. Mimo, że można by jeszcze wyciągnąć kilka dłuższych parzeń skończyła mi się źródlana woda.






Liście po parzeniu są ciemne, równomiernie dojrzałe, przebijające gdzieniegdzie odcieniami zieleni. Przez to, że herbata przez trzy lata dojrzewała luzem, liście nie rozwijają się w takim stopniu jak świeżo prasowane. Nie uzyskują swojej pierwotnej giętkości i elastyczności. Jest to jednak niezwykle przyjemna herbata, której warto poświęcić trochę czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz