poniedziałek, 22 października 2012

2010 ShunHai Bulangshan

Jeden z doświadczalnych puerów nieznanej mi dotąd firmy, które ostatnio nabyłem.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co to za firma, szukałem po necie, znalazłem ich ciastka na taobao, które wysoko się ceniły. Sprawia to, że mam wątpliwości co do tego, czy Shunhai którego kupiłem jest oryginalny, czy po prostu jeden z najniższych sortów jakie mieli w produkcji.

Jak dotąd ciastko to służyło mi raczej jako "zalewajka", gdyż po prostu od początku nie wyczułem w nim niczego nadzwyczajnego, żeby można mu było poświęcić te kilka godzin na rozkoszowaniem się nim.

Dzisiaj jednak stwierdziłem "a co mi tam". Może go nie doceniłem wystarczająco. Może powinienem właśnie poświęcić mu trochę czasu, żeby odnaleźć w nim "to coś". Może ta herbata jest bardziej wymagająca niż wskazują na to pozory? W końcu tanie puery nie muszą być złe, prawda? Może po prostu jeszcze jest niedoceniony, jeszcze nie został odkryty?

Postanowiłem więc oczyścić umysł ze wszelkich uprzedzeń przed zasiądnięciem do chapana; szybka redukcja fenomenologiczna. "Widzę tego binga pierwszy raz, jeszcze go nie piłem, dokładnie go przeanalizujemy".


Tak ciastko prezentowało się przed miesiącem, zanim je otworzyłem.


Oglądam dokładnie ciastko, wącham - zapach słaby, niezbyt intensywny. Staram się "ukroić" jak największy kawałek ciastka, tak by nie pouszkadzać liści, i żeby można było wyciągnąć z niego dużo parzeń. Liście od zewnątrz ciastka wydają się "nie najgorsze";




od środka są trochę bardziej pomarszczone, jakby pogniecione - zobaczymy po zaparzeniu jak to będzie wyglądać.

 te pomarszczone listki są niepokojące



Wcześniej musiałem delikatnie przełamać kawałek puera na dwie części, żeby się zmieścił do yixinga. Decyduję się mimo to na jedno płukanie, gdyż starałem się uniknąć łamania liści.

Napar ciemny i mętny. Zapach przypomina mi ciężkie, duszące kadzidło. Smak płytki. Brak ku i kwaskowatości. Przy przełknięciu, nic się nie dzieje z tyłu ust i języka; gardło pozostaje niewzruszone. Wszelkie doznania (nie ma ich zbyt wiele, chyba że mówimy o smaku drewna) są z przodu. Smak na prawdę kojarzy mi się ze starym drewnem. Byliście kiedyś w starych gotyckich kościołach, z wiekowymi ławkami porysowanymi we wszystkie możliwe inicjały i obrazki, o charakterystycznym mokrym, ciężkim zapachu? Jeśli zastanawialiście się jak mogłyby smakować, to pewnie właśnie tak ;)

Herbata dodatkowo dość mocno wysusza jamę ustną.






Przy drugim parzeniu pojawia się kwaskowatość i goryczka. Dość intensywne poczucie cierpkości, które będzie się utrzymywać przez kolejne kilka parzeń. Brakuje mi w smaku czegoś co mogłoby być wyznacznikiem dla tej herbaty. Czegoś charakterystycznego. Smak kościelnej ławki mnie nie zadowala.

Przy piątym parzeniu zdaję sobie sprawę, że herbata ma strasznie dużo pyłu, który osiada mi na dnie chahaia. Żałuję w tym momencie, że przy ostatnich zakupach nie zaopatrzyłem się w sitko. Herbata jest mocna w smaku - gorzka, cierpka - jednak brakuje jej chaqi. Żadnego wstrząsu. Nie rozgrzewa. Nie pobudza umysłu. Coś jak kawa bezkofeinowa. Smakuje jak kawa - ale co to za kawa?
Lubię jak herbata mnie pobudza, jak myśli mi się zaczynają rozbiegać, jak umysł zaczyna krążyć w niezbadanych przeze mnie dotąd kierunkach, jak wpadam w narkotyczny trans (w tym momencie zrozumiałe się staje dlaczego mormoni nie mogą pić herbaty, która zaliczana jest do środków psychoaktywnych).


Przy szóstym parzeniu wciąż mam do czynienia z "herbacianym pyłem". Smak bardzo słaby, wciąż nic charakterystycznego. Porzucam wszelką nadzieję, że nagle zaskoczą mnie jakieś ciekawe smakowe nuty. Niemal sama goryczka, która zresztą się nie utrzymuje długo w gardle. Nie jest to ta fajny goryczka, którą lubię np. w xiaguanach. O huiganie nie mam nawet co marzyć.


Przy siódmym parzeniu napar staje się mniej mętny. Traci również prawie zupełnie swój "smak".





Liście po wyjęciu z yixinga nie prezentują się interesująco. Są stare, pogniecione, podarte.



 Lu Yu uważa, że nie jest to herbata godna jego towarzystwa.




Widzicie tego potwora po lewej? Było ich znacznie więcej.
A ten bulwiasty niby-pąk pośrodku? Ja nie mam pojęcia co to jest...


I teraz podsumowanie. Po co kupować takie 357 gramowe ciastko za ok. 40 kuaiów, jak mogę zapłacić parę yuanów więcej i będę miał dwa ładne 100 gramowe xiaguany?
Zapewniam też, że mormoni mogą spokojnie pić tą herbatę. Ona nawet nie leżała w pomieszczeniu z herbatami, które miałyby jakiekolwiek psychoaktywne działanie :)




1 komentarz:

  1. Świetny wpis, bardzo inspirujący. Piszesz o herbacie szybko ale tak treściwie, że bardzo przyjemnie się to czyta :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń