niedziela, 16 grudnia 2012

1998 CNNP Menghai Yesheng Qiaomu/ 2001 Yundao Yiwu Dayeqing

Dzisiaj postanowiłem sprawdzić dwie z próbek, które dostałem ostatnio przy zamówieniu na taobao.
Tym razem są to dwie zupełnie różne herbaty, które nie mają raczej żadnych cech wspólnych.


(wybaczcie jakość zdjęcia, zapożyczone ze strony sprzedawcy)



Starsza, z 1998, to kolejna receptura od CNNP, tym razem z liśćmi z dzikich, wolno rosnących (野生), wyysokich drzew (乔木) - jednak nie szczególnie starych. To, że drzewa nie są nadzwyczajnej starości widać już po liściach, szczególnie po parzeniu. Trochę pąków. Liście dość przesuszone. Na stronie sprzedawcy wyraźnie pisze: 干仓. Czyli mamy do czynienia ze znienawidzonym przez wielu dry storage. Dla mnie nic nowego. Jednak nadal sądzę, że dry storage z Kunmingu jest radykalnie różny od tego w Krakowie.


Zapach naparu mało przyjemny. Coś jakby morski, lekko rybny. Kolor ciemno żółty, nieśmiało pomarańczowy. Przez kilka pierwszych parzeń napar mętny.
Pierwsze wrażenie nie jest jakoś nadzwyczajne. Smak prosty, płytki, uh, trochę banalny. Przynajmniej nie smakuje rybą.
Prz kolejnych parzeniach smak wydaje mi się troszkę znajomy... kougan staje się przyjemniejszy. Hmm. Jakby lekko owocowy. Już wiem - kojarzy mi się z porzeczkami, agrestem. Tradycyjnie polskimi owocami z przydomowych ogródków. Szczególnie czarna porzeczka wydaje mi się obecna.
Herbata nie ma prawie w ogóle goryczki. Picie jej stało się przyjemne. Smak niezbyt intensywny, lecz dość wyraźny. Brak cierpkości. Coś jeszcze? Delikatny smak suszonych owoców. Zdecydowanie ich słodycz. Gładka w smaku, nie wysusza gardła. Jej wiek jest nieodczuwalny.



Liście po wyjęciu nie są szczególnie wielkie. Raczej cienkie - ale bez przesady. Obecne są pąki, za to prawie całkowity brak patyczków. Liście też nie wyglądają na szczególnie przestarzałe. Delikatne brązy, raczej bardzo ciemne odcienie zieleni. Aż 13 lat? To musiał być naprawdę niezły dry storage, bo strasznie wolno dojrzewa ta herbata. Przy takim tempie jeszcze drugie tyle lat zanim będzie w kwiecie swego wieku.




Próbka od Yundao z 2001 wydała mi się trochę bardziej interesująca. Może dlatego, że już od pierwszego parzenia smak był znacznie wyraźniejszy.



(znów zdjęcie od sprzedawcy)





Liście większe, dłuższe, widać długie patyczki na pierwszy rzut oka. Również dry storage. Liście pochodzą z wyrosłych drzew z Yiwu - podobno 12 metrów (40 stóp). Środek wiosny. Herbata przechowywana również w warunkach dry strorage. Jak zaznacza sprzedawca, w dobrze wentylowanym magazynie.


 Interesujący aromat wydziela się już po wrzuceniu liści do rozgrzanego, wilgotnego yixinga. Jest pełny i wyraźny. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to zioła, lekarstwa.
Smak podobny do aromatu. Jednak z ciekawym zwrotem. Zdecydowany smak wędzonki, mocno wędzonego sera, dojrzewającej szynki.
Delikatny smak popiołu. Delikatny - zdecydowanie nie agresywna popielniczkowatość obecna w niektórych herbatach.
Słodki i przyjemny huigan. Prawie zupełny brak ku - jak w poprzedniej herbacie. Bardzo miłe doznania.

Herbata przyjemna, niezbyt wymagająca, ale nie banalna. Interesująca. Wyciągnąłem z niej 15 parzeń. Optymalna ilość. Można doszukiwać się przy końcu posmaku owoców.



Liście po zaparzeniu wyraźnie większe. Grube, pokryte włoskami. Do tego bardzo ładne, grube, mięsiste patyczki. Kilka pąków - znacznie większych niż te w CNNP. Materiał lepszy. Herbata też ładniej dojrzała przez te 11 lat.



czwartek, 13 grudnia 2012

2006/2009 Cangjiang Mingzhu

Mam do nadrobienia trochę wpisów, a nie mogę pisać w dużych odstępach czasu po piciu herbaty, bo wrażenia już nie są te same. Każda kolejna sesja herbaty jest jednak trochę inna od poprzedniej, są to jednak wrażenia bardzo subiektywne, uzależnione od nastrojów, humorów, emocji. Naszego nastrojenia. Na przykład przy pierwszym próbowaniu tej herbaty (łącznie z czterech - z czego z dwóch sporządziłem notatki) skupiłem się bardziej na efekcie jej cierpkości, kwaskowatości. Tym razem starałem się skupić na jej słodkich nutach. Ale o tym dalej. Wracając do nadrzędnej roli subiektywnych doświadczeń w degustowaniu herbaty. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem oczarowany eksplorując świat obrazów Felliniego. Stąd też moja czcza grafomania i przynudzanie. Nie zmienia to faktu, że Nino Rota robi za idealny podkład muzyczny i tworzenie nastroju przy sesji ze szlachetnym puerem.





Jest to kolejna herbata upolowana w jednym ze sklepów na chacheng w Xi'anie. Wyprodukowana przez Yunxian Guohan z wioski Hewan w Lincang. Materiał pochodzi z terenów antycznych tysiącletnich ogrodów na Wuliangshan o powierzchni 10.000 mu. Tereny Wuliangshan są jednymi z bardziej zróżnicowanych pod względem warunków geograficznych i pogodowych, dlatego herbaty z tamtejszych drzew mogą się znacznie różnić. Wysokość waha się od 1000 do 3300 metrów nad poziomem morza. Surowy materiał, z którego wyprodukowano tą herbatę został zebrany do 1 marca 2006. Z tego co zrozumiałem jest pochodzenia z okolic Aihua (ok. 30-40 km od Hewan). Ciastko zostało sprasowane niemalże równe 3 lata później, w 2009 roku. Listki więc są w znacznie większym stopniu zwinięte i podkurczone niż ma to miejsce w regularnych ciastkach prasowanych w krótkim odstępie czasu od zbioru.






Ciastko miało swoją cenę, ale biorąc pod uwagę, że są to liście z gushu, jest to raczej standardowy próg. Fabryka nie jest wielka, co zresztą można zobaczyć na zdjęciach producenta.






Liście jak już pisałem, są ciemne, poskręcane. Ciastko młode, ale herbata już dojrzała. Po wrzuceniu do rozgrzanego yixinga wydzielają bardzo przyjemny, słodki, nektarowy, lekko owocowy aromat.






Delikatne, cytrusowe, przyjemne ku zaraz po wejściu. Na przedzie języka niemal od razu pojawia się smak mokrego drewna. Bardzo przyjazny kougan - dojrzały, pełny, głęboki. Herbata ma coś w sobie z cierpkości hongcha.






Aromat bardzo słodki, lekko miodowy. Ma coś sobie z pyłku pszczelego - zarazem słodycz i goryczkę. Smak jest bardzo złożony. Da się wyczuć bukiet słodkich jesiennych owoców i słodkich kwiatów. Napar ma barwę rdzy, orchy. Lekki efekt wysuszający gardło.

Staram się nie spieszyć, bardzo powoli delektując się herbatą. Dokładnie rozprowadzam ją w ustach przed przełknięciem. Kilka razy uderzam wierzchem języka o podniebienie i dokładnie przejeżdżam czubkiem języka po dziąsłach. Przełykam. Czuć delikatne szczypanie z tyłu podniebienia, w dołeczkach i na koniuszku języka.






Z gorących liści w yixingu wydobywa się słodki zapach przypraw i gorącej czekolady (nie tak intensywny jak spotyka się czasami w niektórych yancha). Lekko dymiony smak zaraz po wejściu. Bardzo mi się podoba złożoność smaku. Intensywny, mocny, niczym perfuma. Jednocześnie nie agresywny, lecz przyjemny, słodki. Napar z kolejnymi parzeniami się rozjaśnia przechodząc w jasne, czyste, słoneczne żółcie. Już po dziesiątym parzeniu, mimo wygaśnięcia silnej barwy naparu nadal bardzo przyjemny kougan i wyczuwalny, delikatny huigan.
Łącznie dochodzę do 18 parzeń. Mimo, że można by jeszcze wyciągnąć kilka dłuższych parzeń skończyła mi się źródlana woda.






Liście po parzeniu są ciemne, równomiernie dojrzałe, przebijające gdzieniegdzie odcieniami zieleni. Przez to, że herbata przez trzy lata dojrzewała luzem, liście nie rozwijają się w takim stopniu jak świeżo prasowane. Nie uzyskują swojej pierwotnej giętkości i elastyczności. Jest to jednak niezwykle przyjemna herbata, której warto poświęcić trochę czasu.

wtorek, 11 grudnia 2012

Tie Guan Yin hongcha

Tie Guan Yin hongcha, którą nabyłem w ubiegły weekend jest dla mnie pewną nowością. Sprzedawca mi ją pokazał jakiś czas temu, kiedy szukałem Lao TGY. Wtedy dopiero dowiedziałem się o jej istnieniu. Poza taobao nie spotkałem się z nią w znanych mi sklepach internetowych z herbatą. Oznacza to, że jest to herbata nieznana, albo po prostu mało atrakcyjna.



 (zdjęcie z czasów poprzedniego wpisu)



Szczerze mówiąc mam małe doświadczenia z czarnymi herbatami i nigdy nie czułem się ich znawcą. To co mnie jednak wiele razy od nich odstraszało, to było dokładne wyczucie czasu przy parzeniu, która kończyło się dla mnie najczęściej katastrofą. Nieprzyjemna, zbyt intensywna cierpkość, kwaskowatość, która zabijała wszelką przyjemność w smakowaniu herbaty. Parzenie czarnych herbat rzadko mi wychodzi. Z chińskimi miałem lepsze przeżycia, mam wrażenie że są delikatniejsze od swoich indyjskich kuzynów. W Chinach się powoli nawracam na czarne, ale może też z tego względu, że osoby, które mi je parzą znają się na rzeczy.



TGY hongcha jest jedną z tych herbat, które nie sprawiają mi problemów i gdyby większość taka była, z pewnością gościły by częściej na moim chapanie.



TGY hongcha powstaje z tego samego materiału co klasyczny, znany nam wulong Tie Guan Yin (czy to w wersji świeżej, zielonej, czy prażonej) jednak proces powstawania jest już jak w przypadku czarnej herbaty. Liście nie są zrolowane - są duże i rozłożyste. Kolejna rzecz którą lubię, jeśli mam pić czarne herbaty. Z moich dotychczasowych, ubogich doświadczeń z hongchą wyniosłem to, iż im mniejsze, cięte, poskręcane liście, tym herbata ma bardziej irytującą goryczkę i kwaskowatość. Może to też kwestia tego, że w przypadku herbaty w takiej formie mam problemy z dobraniem proporcji.






Tak więc TGY hongcha nie ma nieprzyjemnej dla mnie cierpkości. Jest delikatny i słodki. Ma swój charakterystyczny smak Tie Guan Yina. Na pewno jest to bardzo interesująca herbata. Cena nie jest absurdalnie wysoka, więc cieszę się, że zakupiłem jej więcej.






Jest to też herbata bardzo wygodna do beztroskiego parzenia w gaiwanie, np. w trakcie siedzenia przy laptopie, gdyż parzenie jej nie wymaga szczególnej atencji. Jeszcze nie udało mi się jej zepsuć.





Jeszcze na koniec zdjęcie sprzedawców pakujących shicha tgy. Niestety przy ostatniej wizycie nie wziąłem lepszego aparatu, więc zdjęcie ma słabą jakość. Są to liście, które opisywałem poprzednio, jeszcze przed ostateczną obróbką. Można je spokojnie rozgnieść w palcach, aż wydostanie się z nich olejek o charakterystycznym zapachu. Cały czas w wielu herbaciarniach można zauważyć osoby selekcjonujące liście i usuwające patyczki (których nie brakuje np. w TGY hongcha).








sobota, 1 grudnia 2012

Chacheng na Wenyinnan lu

Na dzisiaj zaplanowałem sobie dwie opcje. Pierwszą z nich była wizyta na Jinkang lu Xi'an Tea Culture Center. Druga to wizyta w Chacheng na Wenyinnan lu, które jest zaledwie trzy przystanki metra ode mnie. Na Jinkang lu jest dobry sklep z puerami Douji po rozsądnej cenie (na taobao nie znajdzie się taniej wliczając przesyłkę), z kolei na Wenyinnan lu znalazłem sklep z puerami od Li Ji i Changning Yiyou, które również są w konkurencyjnej cenie.


Plan dnia podyktowała mi spóźniona pobudka. Żeby dostać się na Jinkang lu potrzeba dwie godziny na przejechanie połowy Xi'anu. Więc musiałbym wstać najpóźniej ok. 10 i wyjść przed 11, żeby dłuższa wyprawa się opłacała. Niestety wstałem o 12, co wszystko skomplikowało. Spędziłem siedem godzin na Wenyinnan lu i obszedłem trzy herbaciarnie.


Od dłuższego czasu we wszystkich herbaciarniach można spotkać kobiety selekcjonujące liście Tie Guan Yin i prażące je na miejscu. Na zdjęciu poniżej prezentuję tak zwaną shicha (湿茶) czyli po prostu "wilgotna herbata", gdyż zawiera jeszcze nadmiar wody/olejków w liściach.






Na zdjęciu jesienny TGY. Cała porcja z gaiwana. Szczerze mówiąc,
tak już post factum, nie wiem jak się te wszystkie liście zmieściły w gaiwanie.


Spróbowałem się dowiedzieć czegoś na temat hong cha z Shaanxi. Cenowo zbliżona do zielonych. Czyli niższe sorty można znaleźć za ok. 200 zł za jin (pół kilo), najwyższe to już półtora tysiąca zł. Oczywiście można znaleźć jeszcze niższe sorty. Raz w herbaciarni (nastawionej na turystów, w jednym z bardziej charakterystycznych miejsc w Xi'anie przy bramie południowej) pokazano mi Zi Yang Mao Jian po 60 zł za jin. Liście były przerażająco marnej jakości. Dzisiaj próbowałem jednego z lepszych sortów (pąk plus litek) i smak był naprawdę interesujący.


Shannan hong cha (陕南红茶) pochodzi z południowego Shaanxi - na co wskazuje bezpośrednio jej nazwa. Jest produkowana w okolicy miasta Ankang (安康), rodzimego miasta "Pani Herbaciarki" :)
Najlepsze liście tej herbaty są z południowej części zbocza gór znajdujących się w regionie Ankang.









Zdjęcia powyżej ukazują najniższy i najwyższy sort tej herbaty. Sprzedawczyni narzekała, że ludzie kupują najlepszej jakości liście w małych ilościach - po 50 i 100 gram. Szczerze mówiąc wcale im się nie dziwię :) Jeśli dobrze zapamiętałem produkuje ją się w bardzo niewielkiej ilości.
Nie mogę w internecie znaleźć informacji o niej. Na taobao znalazłem tylko jedną aukcję, gdzie 100 gram kosztuje 660 yuanów. Na pytanie, czy są jakieś książki na temat herbat w Shaanxi, odpowiedziała, że nie powstała żadna zbiorowa publikacja. Na temat herbaty z Ankang istnieje jakaś publikacja (nie zrozumiałem tylko, czy chodzi o coś większego, czy jakąś wzmiankę) ale tylko obejmująca kwestie kultywacji krzaków - czyli skierowana przede wszystkim do hodowców.






Nie czuję się specem od hong cha i nie jestem jej jakimś szczególnym miłośnikiem, ale ma bardzo przyjemny smak. Odpowiadał mi również jej cierpkość, a jest to dość istotne, gdyż jest to najczęstszy odstraszający mnie element w "czarnych".



 liście po shannan hong cha najniższego sortu


W herbaciarni z Changning Yiyou w znacznej mierze mają shu puery. Jeśli chodzi o shengi wybór nie jest taki wielki. Bingi (365 g) z lao shu cha ye (老树茶叶) kosztują bagatela 85 kuaiów. Cegiełki (zhuang: 250 g) z tego samego materiału to 75 kuaiów. Półkilowe bingi z gushu (古树) to już dwa razy wyższa cena, no ale czego się nie wyda na porządne liście. Niestety herbaciarka nie mogła znaleźć książek od producenta do wydania. Ale z tego co pokazywała drzewa z ich terenów są faktycznie ładne. Wszystkie są z okolic Changning, to jest Baoshan w zachodnim Yunnanie. Standardowe lao shu mają pomiędzy 100-150 lat.

Tak się składa, że ta herbaciarnia ma również najpiękniejszy dobór ceramiki z jingdezhen jaki dotychczas widziałem w jednym miejscu. Absolutny brak taniej tandety, który często można znaleźć w innych sklepach. Chodzi mi przede wszystkim o bardzo często spotykaną szarą grubą porcelaną z pieczęciowym drukiem, która ma uchodzić za ręcznie malowaną. Przy czym przynajmniej w takich miejscach jak Chacheng, poza okiem turystów, sprzedawcy nie wciskają kitu, że jest to ręcznie malowane i nawet nie starają się tego opchnąć drożej niż kilka, maksymalnie kilkanaście kuaiów. Niektórzy mogą nie lubić przekombinowanej ceramiki, ale ta mi się naprawdę spodobała. Nawet złocone elementy przełamujące ascetyczność biało-niebieskiej porcelany wydały mi się jak najbardziej na miejscu. Niestety po poniższym zdjęciu padła mi bateria w aparacie, więc niestety mam to jedyne zdjęcie.






W ostatnim sklepie, który poznałem przy mojej poprzedniej wizycie, i w którym kupowałem swój czajniczek indukcyjny Kamjove (który mi się jakiś czas temu lekko przypalił przez automatyczne podgrzewanie - jednak płyta, na szczęście, nie ucierpiała na tym) zakupiłem trochę Tie Guan Yin hong cha. Plusem tej herbaty jest to, że nie ma prawie w ogóle irytującej cierpkości hong cha. Ma za to ciągle słodki smak TGY. Bardzo ciekawa receptura. I stosunkowo niedroga herbata.



Tak więc dzisiejszy wypad zakończyłem w pełni usatysfakcjonowany sheng pu z Changning Yiyou (laoshu) i TGY hong cha.








Wybaczcie jakość zdjęć. U mnie jest już totalnie ciemno, a światło w pokoju mam takie sobie.