piątek, 7 listopada 2014

2011 Mengku "Mang Fei Gu Shu"

Mógłbym się rozpisywać o kolejnym restarcie bloga, o tym, że wiecznie brak mi czasu (lub jestem po prostu zdezorganizowany i leniwy) oraz wielkich planach by zacząć systematycznie pisać notki, ale lepiej będzie jak przejdę od razu do herbaty.

Jest w mojej szafce jeszcze trochę zakopanych puerów, które zakupiłem przed swoim wyjazdem do Chin i o których w zasadzie zapomniałem. Jedną z takich herbat jest Mengku z 2011, który doszedł do mnie na trochę przed moim wylotem -  na tyle, że nie zdążyłem go wtedy spróbować. Ciastko rozpakowałem jakiś tydzień temu, kiedy stwierdziłem, że mój burdel w szafce z herbatami wymaga przynajmniej minimalnego ogarnięcia.




Jak wskazuje nazwa ciastka, pochodzi ono ze starych (może powinienem zacząć używać nazwy "starodawnych", żeby odróżniać od laoshu i żeby nie brzmiały aż tak pretensjonalnie jak "starożytne", czy "antyczne" drzewa?) drzew (gu shu) z góry Mangfei z Yongde w Yunnanie.
To półkilowe ciastko jest sprasowane tradycyjną metodą, dość luźno. Kilka manewrów nożem wystarczy, by potem palcami ułamać kawałek herbaty, nie uszkadzając przy tym szczególnie liści (które są dość spore, o jasnym kolorze). Widać, że materiał nienajgorszy.




Nie zanotowałem zbyt wiele. Na wejściu jest delikatna, nieagresywna goryczka. Słodki posmak pozostający w ustach. Goryczka kojarzy mi się ze świeżym, niedojrzałym jeszcze orzechem włoskim, z właściwą dla siebie kwaskowatością. Cierpkość ta daje delikatnie ściągający efekt. Nie wysusza ust, pozostawia miły huigan.




Liście, dzięki luźnej strukturze ciastka, są niepołamane, napar przez to jest czysty i przejrzysty, niemal zupełnie bez jakiegokolwiek pyłu. Kolor jasnożółty, złoty - wręcz jesienny. Parzenia idą jedno za drugim, dopiero przy czwartym wyczuwam, że trzymam już za krótko. Przeciągam piąte, uzyskując troszkę więcej cierpkości - za to pojawia się smak świeżych ziaren słonecznika. Szóste, siódme, już wiem, że nic mnie w niej nie zaskoczy. Od ósmej do dziesiątej piję ją, już nie zwracając uwagi na smak.




Liście po parzeniu są ładne, dość młode, gdzieniegdzie da się znaleźć pączki. Niektóre, już ciemniejsze, są delikatne, łatwiej się rozwarstwiają pomiędzy opuszkami palców.




Jest to interesujący shengpu, z którego zakupu jestem zadowolony - ciekawi mnie, jak będzie smakował za kilka lat. Cena zdążyła chyba troszkę podskoczyć, ale na Yunnan Sourcing wciąż można go dostać za jeszcze niewygórowane 31$ (za pół kilo gu shu!). Jest to też miła odmiana po goryczkowatych i tytoniowych xiaguanach, które ostatnio piłem w zbyt dużej ilości.

3 komentarze:

  1. Wiesz, że dziś kiedy rozmawialiśmy o tej herbacie, chciałam Ci zasugerować opisanie jej na blogu? Wieczorem wchodzę i proszę, jest! :)
    Opis naprawdę zachęcający, tym bardziej, że cena jest przystępna.
    "Ciastko rozpakowałem jakiś tydzień temu, kiedy stwierdziłem, że mój burdel w szafce z herbatami wymaga przynajmniej minimalnego ogarnięcia." Skądś to znam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam jeszcze kilka ciastek, których nie odpakowałem, więc będę miał o czym pisać. Impreza się zacznie, jak zacznę odkopywać swoje próbki, z których pewnie większość mi zwietrzała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że jednak wróciłeś do pisania na blogu :)
    Jak było na wtorkowym spotkaniu? Słyszałem, że najbardziej przypadły Wam do gustu gyokuro z Yame i temomicha.

    OdpowiedzUsuń