sobota, 7 lipca 2012

2011 Xiaguan "Gold Ribbon"

Postanowiłem dzisiaj spróbować czegoś niezobowiązującego z najnowszej dostawy: 2011 Xiaguan "Gold Ribbon".





Lubię puery w tuo cha. Biorąc pod uwagę nasz niekorzystny klimat mocno zbite w tuo puery wydają mi się mieć większy potencjał na dojrzewanie w mojej szafie.







Tuo zapowiadające się interesująco - młode, niewielkie listki, trochę pąków, trochę patyczków.


Początkowo postanowiłem podegustować herbaty w domu. Wszystko sobie już przygotowałem...








...ale stwierdziłem, że jednak w pokoju jest zbyt gorąco i zbyt ciemno. Lepiej więc wyjść na taras.




Problem z niewielkim mieszkaniem i takim tarasem jest taki, że jak już wyjdzie słońce, to już nie ma gdzie się schować. Lepszy jednak upał na zewnątrz niż zaduch w mieszkaniu. Ogólnie rzecz biorąc kiepska pogoda na puera. Czekam z niecierpliwością na deszcze...


Wracając do Xiaguana...






Liście zebrane z ogrodów w Wu Liang (Simao), Yun Xian (Lincang) i Yun Long (Dali). Wszystkie charakteryzują się tym, że znajdują się na niesłychanie dużych wysokościach.


Jestem ciekaw doboru liści z 2011. Niestety nie miałem przyjemności próbować oryginalnej receptury z 2004. Może uda mi się coś z czasem wyhaczyć na taobao.



Liście w rozgrzanym, wilgotnym yixingu wydają słodki kwiatowy aromat.


Jedno płukanie i...
...pierwsze śliwki robaczywki.


Liście przebudziły się szybciej niż zakładałem.
Co prawda było to do przewidzenia.
-młody, roczny puer
-młode listki
-dużo pąków
-dość mocno rozczłonkowałem tuo, przez co nie ma dużych fragmentów liści
-nie oszczędzałem herbaty


Pierwsze prawdziwe parzenie zrobiłem na 18 sekund. Za dużo. Zdecydowanie. Bardzo silna goryczka na samym wejściu.

Aromat w wenxiangbei - słodki, kwiatowy (jak liście).


Bogu dzięki jest to nienajgorszy sort liści. Zaraz więc po uderzającej goryczy, po przełknięciu herbaty, rozchodzi się wspaniały i pełny huigan. Utrzymuje się bardzo długo w ustach.



Drugie parzenie skracam radykalnie - do 10 sekund.

Od tego momentu staram się wydłużać parzenia po kilka sekund (12, 12, 16, 18, 18, 20, 26, 35... później już na wyczucie)





W międzyczasie zostaję odwiedzony przez uskrzydloną mrówkę rójkę (samiec czy samica?)



oraz inne boże stworzenie, które postanowiło mi skrobać ławkę (?)



Udało mi się (na tyle ile potrafiłem) odpowiednio skracając parzenia zbalansować ku ze posmakiem słodyczy w herbacie.


Napar herbaty ma piękny żółty -a co mi tam - złoty kolor.





Czuć wyraźnie, że jest to jeszcze młoda herbata. Charakterystyczny dla Xiaguanów tytoniowy smak pojawia się dopiero przy późniejszych i dłuższych parzeniach.

Cha qi? Nie poczułem... I tak od słońca byłem tak zgrzany, że nie wiem czy poczułbym jakikolwiek przypływ gorąca. Żadnego dreszczyku, przyjemnego mrowienia... Bez nadzwyczajnych doznań.


Listki po wszystkim prezentują się ciekawie. Widać, że nie nie pochodzą ze szczególnie starych drzew.



Listki, pąki, pączki...



Zastanawia mnie jej potencjał na przestrzeni przyszłych lat. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nasz chłodny i suchy klimat (jeszcze ta nieszczęsna krakowska niecka).

Pewnie dokończę to ciastko na przestrzeni miesiąca-dwóch i wrócę do niego za co najmniej rok...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz