niedziela, 9 czerwca 2013

Daqin Pagoda i maocha

Kilkanaście stuleci temu do ówczesnej stolicy Chin, Chang'anu przybyła grupa chrześcijańskich pielgrzymów ze wschodniej Syrii. Tutaj zostali znani jako jingjiao 景教 lub nauka z Daqin 大秦 (nazwa na zachodnie krainy - równie dobrze może chodzić o Rzym jak i Persję, w taoizmie nazwa na mistyczną krainę na zachodzie). Niewiele pozostało artefaktów po tej wspólnocie poza paroma oficjalnymi dokumentami, stelami, nagrobkami, a później stertą dokumentów i sutr z Dunhuang, które do dzisiaj ciężko zinterpretować (analogiczny problem do bliższego i bardziej znanego nam Nag Hammadi czy zwojów znad Morza Martwego). Jednak niektórzy uznają, że przetrwała do dziś pagoda Daqin na terenie Luoyang, taoistycznej mekki (legendarne miejsce powstania Daodejing, grób Laozi, święte góry, etc), którą dzisiaj opiekują się buddyjscy mnisi, może być pozostałością po klasztorze nestoriańskim. Ten post będzie więc krótkim reportażem.


Z bratem udaliśmy się do parku Luoyang. Wcześniej próbowałem znaleźć Daqin, ale nie wiedziałem jak tam dotrzeć, a na mapkach okolicy nie było tego widać. Na google maps też ciężko to znaleźć, z tego względu, że zdjęcia są strasznie mało wyraźne, a pagoda jak to pagoda - z lotu ptaka zaledwie kropka. Dodatkowo mylące jest to, że w okolicy pagody powstaje kolejne centrum handlowo-turystyczno-taoistyczne, których w Luoyang jest już kilka, o nazwie właśnie Park Widokowy Daqin. I z prawdziwą Daqin ma tyle wspólnego, że jest oddalony od niej o kilkaset metrów. Gdybym szedł samemu to bym się pogubił przez mylące znaki. Najpierw Daqin zauważyłem z jednego ze szczytów świętej góry. Jak się przyjrzycie to też zauważycie.






Później już tylko po zejściu z góry trzeba było się dopytać jak tam dotrzeć. Niestety większość osób, nawet sklepikarzy, była przejezdna i nie wiedzieli absolutnie o co chodzi. Dodatkowo było niewiele czasu na pieszą wycieczkę, gdyż poza sezonem ostatnie autobusy do Xi'anu odjeżdżają pomiędzy 17 a 18. W końcu udało się znaleźć kierowcę rikszy (trójkołowiec z przyczepką 三轮车), który za 60 kuaiów zgodził się nas zawieść na miejsce, zaczekać na nas i zawieść na przystanek autobusowy. Trasa okazała się oczywiście dłuższa niż sądziłem i, gdybyśmy wybrali się na piechotę, musielibyśmy pewnie szukać noclegu w jakimś taoistycznym klasztorze (tych prawdziwych, wciąż funkcjonujących, gdzie mieszkają mnisi, doliczyłem się trzech - oczywiście turystów tam brak bo są strasznie zapuszczone, a sami Chińczycy wolą chodzić do nowoczesnych mega-kompleksów taoistycznych)


Kierowca zostawił nas na granicy wioski i pokazał drogę przez pole do Daqin.





W środku znajduje się buddyjski ołtarz.




Na zewnątrz, kilkanaście metrów od świątyni, za krzakami znajduje się kopia steli "nestoriańskiej", która w tym momencie jest w Lesie Stel w Xi'anie (beilin 碑林). Zamieszczę jednak kilka informacji o niej na samym końcu. Może wydawać się dziwne, że stela jest tak ciężko zauważalna i szczerze mówiąc musiałem się jej trochę naszukać. Nie było też żadnego oznakowania dotyczącego muzeum "nestoriańskiego", które jest obok pagody i które jest wiecznie zamknięte (coś jak muzeum Mickiewicza w Stambule - mi, jak i żadnemu ze znajomych nie udało się tam wejść, mimo, że powinno być codziennie otwarte). Z tego co dowiadywałem się w internecie mnisi buddyjscy są mało zadowoleni z odwiedzania świątyni przez wycieczki chrześcijan, którzy traktują ją jak chrześcijańską świątynie. Wszelkie informacje wskazują również na to, że żeby wejść do muzeum trzeba "dać w łapę" mnichowi opiekującemu się świątynią. Teoretycznie to 50 kuaiów, ale mój fundusz na tą wyprawę w tym miejscu uległ wyczerpaniu. Z jednej strony można powiedzieć, że dziwne zachowanie mnichów, z drugiej należy się trochę zrozumienia - gdybyśmy pojechali do jakiegoś wiejskiego średniowiecznego kościoła i powiedzieli proboszczowi, że przyszliśmy tylko po to, żeby zobaczyć pozostałości pogańskiego ołtarza w kryptach, to mało prawdopodobne żeby był nam szczególnie przychylny.





Buddyjski mnich raczej zdawał się nas całkowicie zignorować i zachowywał się tak, jakby nas nie było.






Stelę w XVII wieku odkopano w trakcie prac jezuitów. Od razu stała się centrum zainteresowania wielu ludzi, szczególnie misjonarzy (wówczas na całym świecie poszukiwano śladów misji św. Tomasza i Barnaby - doszukiwano się ich obecności na podstawie różnych lokalnych mitów, chociażby o Quetzalcoatlu w Ameryce Południowej). Stela stała się dowodem na wspaniałą epokę chrześcijaństwa w Chinach, kiedy to chrześcijaństwo miało cieszyć się wieloma przywilejami na dworze cesarskim.
Poniżej przedstawię fragment tłumaczenia ze steli "nestoriańskiej" z Daqin:

"Wielebny Aluoben (阿羅本) z królestwa Daqin sprowadził sutry i posągi z ołtarza by pokazać je w Wielkiej Stolicy (Tang). Po dokładnym zapoznaniu się z nauką, która została nam przedstawiona, stwierdzamy, że jest ona tajemnicza i subtelna (妙), oraz 'pozbawiona działania' (wuwei - 無爲). (Po tym jak) przyjrzeliśmy się jej (tej nauki) pierwszemu przodkowi (Chrystusowi) (Stwierdziliśmy) że posiadł on władzę (nad złymi mocami - M. Deeg). Słowa (nauki) są pozbawione zbytecznych objaśnień, a zasady (理) posiadają "zapomnienie sieci" (忘筌, "Oblivion of the Net" - M. Deeg); zbawia żywe stworzenia i jest pożyteczne ludziom - jest więc wskazanym głoszenie jej w krainie (天下 - dosłownie pod Niebem - chodzi o Chiny). Odpowiednie urzędy powinny (być odpowiedzialne) w stołecznym Yining (義寧) wznieść świątynie Daqin, oraz powołać dwudziestu jeden mnichów."*

*tłumaczenie z oryginału w Aneksie w: Saeki, The Nestorian Monument in China, London 1928, z pomocą angielskiego tłumaczenia M. Deeg w: "The 'Brilliant Teaching'. The Rise and Fall of 'Nestorianism' (Jingjiao) in Tang China", Japanese Religions 31(2). Bez niego nie byłbym w stanie przetłumaczyć wielu terminów, gdyż nie znam innych dokumentów o tym charakterze z tej epoki, miałbym też problemy z podziałem wersów)

Ciekawy jest termin wangquan (luźno przetłumaczony przeze mnie jako 'zpomnienie sieci'), gdyż to jeden z terminów chińskich, które ciężko wiernie przełożyć. Żeby to zrozumieć trzeba by było poznać kontekst. Wydaje mi się, że jest to najbardziej zrozumiałe gdy się odniesiemy do tego fragmentu z Zhuangzi:

"Zadaniem sieci jest złapanie ryb,
A kiedy ryby są złapane,
sieć jest zapominana.
Zadaniem potrzasku jest złapanie królika,
A gdy królik jest złapany –
potrzask zostaje zapomniany.
Zadaniem słów jest przenoszenie idei,
A gdy idee zostają uchwycone,
słowa są zapominane.
Gdzież mogę znaleźć tego, który zapomniał słów?
On jest tym, z którym chcę rozmawiać.

– Zhuangzi (莊子), Prawdziwa księga południowego kwiatu, 26,12*

*tekst ze strony: http://www.chiny.pl/yanyu.php

Moim zdaniem, chodziłoby więc o to, że nauka ta zawiera sens, nie posiadając zbędnej formy, która jest przeszkodą w ujęciu treści. Per analogiam można by to odnieść do dzisiejszej tzw. teologii postmodernistycznej (Radical Orthodoxy), która poprzez pre-modernistyczny zwrot stara się uchwycić relacje w świecie zamiast rzeczy, odsłaniając w ten sposób głębszy sens (deeper meaning), którego pozbawiony jest świat w interpretacji modernistycznej (prymat pozytywistycznego podejścia do świata, które prowadzi do reifikacji wszelkich przejawów życia) oraz postmodernistycznej (również redukcja do relacji, jednakże ze względu na relatywny status prawdy, nihilistyczna w konsekwencji). W teologii tej chodzi o doświadczenie życia i świętości, o uczestniczenie w świętości i w ten sposób przebóstwianie swojego bycia (trochę teilhardowskie), o uświęcenie i oświecenie (illuminatio) rozumu, a nie spekulacje, gdzie świętość, objawienie (offenbarung) są li tylko przedmiotem poznania. Teologia przed-nowoczesna (pre-modern) nigdy nie była nauką pozytywną. Ale to moje daleko idące refleksje, które są pewnie wynikiem przepicia herbaty.


...a pisząc tego posta kosztowałem właśnie nabytej miesiąc temu tegorocznej wiosennej maocha (mingqian, ale to nic nadzwyczajnego w Yunnanie, gdzie zbiory zaczynają się nawet w lutym). Zapomniałem skąd pochodzi... hm... wydaje mi się, że Lincang, albo Mengku.




Ładne duże pąki puerowe ledwo się mieszczą do yixinga. 



Bardzo aromatyczna herbata. Zapach jak i cierpkość charakterystyczne dla bardzo młodych puerów. Wyczuwa się w niej ten młodzieńczy wigor. Zapach przywodzi na myśl łąkę, polanę, ale też zapach pól i mokrego zboża. Delikatne chaqi - lekko pobudza, ale nie nosi.




Pączki i listki. Grube szypułki, duże pąki. Listki o silnej strukturze. Jednocześnie bardzo delikatne. Gorzkawe w smaku, ale łatwo je rozgryźć, wręcz rozpływają się w ustach po kilku parzeniach.

1 komentarz:

  1. Ci mnisi nie odkryli chyba jescze dobrego zrodla dochodu.. Ciekawe kiedy i te swiatynie skomercjalizuja... oby bylo to jak najpozniej. Swietny opis , jak bede mial wiecej czasu to powoli bardziej zaznajomie sie z tym maloznanym epizodem. 感謝

    OdpowiedzUsuń