niedziela, 13 kwietnia 2014

ZeDa Hwang-cha 2012


Herbata ta już ma swoje lata (dokładnie prawie dwa). Złożyłem zamówienie na goodgreentea u Sama w 2012 jakoś na niedługo przed moim wyjazdem do Chin. Nie zdążyłem ich chyba nawet wszystkich spróbować.




Hwang-cha, czyli dosłownie herbata żółta, jak już zapewne wiele osób z was wie, jest herbatą fermentowaną, która nie jest jeszcze herbatą czarną (klasyczną hongcha). Jak możemy dowiedzieć się ze strony Sama, akurat tej herbaty powstaje zaledwie 10 kg rocznie. Jest produkowana przez małą rodzinną firmę państwa Hong w Sancheong, które mieści się gdzieś na wzgórzach góry Jiri. Góra ta jest od dawien dawna kojarzona z najlepszymi herbatami, do czego się przyczyniła zapewne obecność buddyjskich klasztorów, które wpłynęły na rozwój kultury herbacianej (jak twierdzą br. Anthony z Taize i Hong Kyeong-Hee, autorzy "The Korean Way of Tea"). Herbata ta, jak zapewnia GGT, jest suszona tradycyjną metodą na rozgrzanych kamieniach, a nie na ogrzewanych podłogach, jak się to dzisiaj powszechnie robi.








Jak można zauważyć listki są niesamowicie delikatne, włoskowate, dlatego też lepiej uważać przy ich przechowywaniu i starać się nie upychać w opakowaniach. W smaku jak i wyglądzie delikatniejsza od hongcha. Ma się wrażenie, że nie ma możliwości jej przeparzyć (nie miałem odwagi sprawdzać, ale bardzo wątpliwe).




Mam wrażenie, że herbata już nie ma tak bogatego bukietu jak miała wcześniej. Nie dokopałem się do starych notatek, ale poprzednio zrobiła znacznie lepsze wrażenie.
Smak - pomimo swoich lat bardzo świeży, łagodny, z nutami owoców. Wydaje się, że lekko suszonych, ale bez tych dymnych akcentów, jakie są obecne w młodych puerach. Raczej delikatna owocowatość. Powiedziałbym, że jeszcze lekki ziołowy posmak - a w zasadzie coś, co przywodzi na myśl napar z rumianku, czy kwiatów lipy - czyli bardziej kwiecistość.




Drugie parzenie wydłużam - tu nie wiem czy to było dobre posunięcie, gdyż sądzę, że mogłem trochę skrócić przez to przygodę z parzeniem tej herbaty. "Zupa" ciemniejsza. Wydaje się słodsza, głębsza -> więcej owoców i kwiatów. Wciąż bardzo łagodna - zupełny brak cierpkości tak obecnych choćby przy przetrzymaniu hongcha.




Od trzeciego parzenia, mam wrażenie, że nie spotyka mnie nic nowego. Z każdym kolejnym smak robi się delikatniejszy, traci swoją kwiecistość. Aczkolwiek przy czwartym parzeniu udało mi się otrzymać więcej kwaskowatości, która jest nawet dość przyjemna. Qi umiarkowane, aczkolwiek po tych kilku parzeniach dość mocno rozgrzewa i "upija", dodaje energii.




Specjalnie zajrzałem do The Korean Way of Tea w celu znalezienia większej ilości informacji o koreańskiej hwangcha, ale niestety poza krótką wzmianką nic ciekawego na temat produkcji tam nie ma. Można znaleźć wiele ciekawych pism koreańskich mistrzów herbaty. Wiersz Kim Jeong-Huia "Chusa", która przypadł mi do gustu, wyszukałem w wersji chińskiej, gdyż w angielskim tłumaczeniu wydaje się dość ubogi. Kim był wybitnym uczonym i kaligrafem, który należał do jednej z frakcji przeciwstawiających się głównemu nurtowi doktryny neokonfucjańskiej, która dominowała w Choson. Za królowej regentki Sunwon w wyniku czystek politycznych został zesłany na wyspę Jeju, gdzie stworzył swój najbardziej znany obraz oraz gdzie opracował swój własny styl kaligrafii (styl Chusa) czerpiąc inspirację ze starożytnego pisma chińskiego i koreańskiego. Wracając do wiersza:

宁静地盘坐
饮茶已过半杯
香味依然如初
其香气中散放的隐隐的味道
似流水花开

Siedzę w spokoju
Już upłynęło pół czarki herbaty
Zapach wciąż jak na początku
W jej aromacie, delikatnym rozchodzącym się smaku
Tak jakby strumień wody i rozkwitające kwiaty




Mam nadzieję, że moje tłumaczenie trochę lepiej oddaje nastrój (aczkolwiek musiałem się pogłowić nad czwartym wersem - który nota bene został strasznie ucięty w wersji angielskiej).

A oto i sławna kaligrafia Chusa:



wtorek, 1 kwietnia 2014

Rikyuki, czyli rocznica śmierci Sen no Rikyu

Dziś, w niedzielę 30 marca (nasza Laetere) obchodzone jest Rikyuki (w zasadzie wypada dokładnie 28 marca), czyli tradycyjne wspomnienie śmierci Sen no Rikyu. 




Rikyu był uczniem Takeno Joo i Dochina.Większość znanych dziś szkół drogi herbaty, chanoyu, wywodzi się właśnie od niego. Pochodził on z kupieckiego miasta Sakai. Przez większość życia nie mógł się jednak poszczycić bogactwem. W Sakai kupcy, którzy zajmowali się herbatą mogli poszczycić się meibutsu: pięknymi utensyliami do herbaty, mającymi bogatą historię, będącymi wytworami najprzedniejszych mistrzów rzemiosła i wartymi niewyobrażalne sumy pieniędzy. Rikyu z kolei skupił się na rozwijaniu tradycji herbaty w prostym, skromnym stylu: wabi. Proste, skromne utensylia o surowym charakterze oraz nieduże pawilony herbaciane o rustykalnym wyrazie - to rewolucja przypisywana Rikyu.

Rikyu popadł w niełaskę u Hideyoshiego i musiał popełnić honorowe samobójstwo. Ciężko jednoznacznie przyznać, co było rzeczywistym powodem tej nagłej zmiany w sercu Hideyoshiego - jeszcze kilka lat wcześniej łączyły ich bardzo silne więzi, które dziś niektórzy z historyków nazywają ich "miesiącem miodowym". Niektórzy sądzą, że jednym z powodów mógł być incydent z posągiem w bramie świątyni Daitokuji. Mianowicie na 50-lecie śmierci swojego ojca Rikyu postanowić ufundować odnowienie świątyni i budowę bramy. W podziękowaniu władze świątyni umieściły na bramie posąg Rikyu - co z kolei mogło sprawić wrażenie jego próżności i wynoszenia się ponad stan. 
W ostateczności Rikyu został pod przymusem przetransportowany do Sakai. To właśnie wtedy, gdy Rikyu w obstawie żołnierzy sunął wolno po rzece Yodo, doszło do sławnego spotkania. Na brzegu pośród trzcin, w ostatnim geście szacunku dla swojego mistrza, w akcie być może ostatniego pożegnania, stanęli jego oddani uczniowie: Furuta Oribe i Hosokawa Sansai. Przybyli oni na brzeg Yodo w sekrecie, gdyż za ten akt odwagi i wierności mogła ich spotkać poważna kara. Później Rikyu ze wzruszeniem wspominał tę chwilę w jednym ze swoich listów. To wydarzenie było bardzo malowniczo pokazywane w różnych ekranizacjach życia Rikyu.

Po dziesięciu dniach w Sakai Rikyu został znów wezwany do Kioto, by mógł popełnić seppuku. Źródła mówią, że na tą okazję wezwano trzy tysiące żołnierzy by otoczyli jego rezydencję, tak "by nawet mysz nie mogła się prześlizgnąć". 

Ze śmiercią Rikyu wiąże się jeszcze jedno wydarzenie, może i tylko zbieg okoliczności, ale na pewno dodające w oczach ówczesnych powagi całej sytuacji. Jak bowiem odnotował jeden z kapłanów sinto, w dniu 28 marca nad Kioto rozpętała się potężna burza, a na miasto spadł grad o wielkości półtora centymetra.

Gdy na zewnątrz bił grad, Rikyu wbił ostrze w brzuch i pozwolił, by jak mówią niektórzy, dusza uszła z jego wnętrza (czytając niektóre z japońskich tekstów możemy zauważyć, że tak jak na zachodzie dusza mieści się w sercu, tak w Japonii mieści się ona w żołądku). 

Jeszcze na chwilę przed śmiercią skreślił wiersz (zostawiam w angielskim przekładzie):

Seventy years of life-
Ha ha! and what a fuss!
With this sacred sword of mine,
Both Buddhas and Patriarchs I kill!


Po śmierci Rikyu jego rzeźba, będąca przedmiotem kontrowersji została ukrzyżowana w Kioto, a jego rodzina rozwiązana i skazana na zesłanie. Zanim doszło do rehabilitacji tego wielkiego mistrza herbaty minęło jeszcze wiele lat. Z czasem doszło również do jego swoistej apoteozy, deifikacji jako bóstwa opiekuńczego chanoyu

Ja jednak wolę myśleć o nim, tak jak Ojcowie Kościoła myśleli o Platonie, św. Tomasz o Arystotelesie, czy Matteo Ricci o Konfucjuszu, jako o człowieku o wielu cnotach. W jego konkretnym przypadku: prostocie, skromności, spokoju ducha. Spotkanie herbaciane nabrało również nowego charakteru: nie chodziło o szczycenie się przed gośćmi drogocennymi utensyliami, ale o wartość samego spotkania, komunii pomiędzy gośćmi i gospodarzem. Czarka gęstej herbaty, którą dzielą się wszyscy goście wprowadza wręcz ducha agape w to spotkanie. Nic więc dziwnego, że wiele osób dopatruje się w chanoyu wpływów chrześcijaństwa, które przez większość życia Rikyu cieszyło się wolnością (prześladowania zaczęły się w 1587 za Hideyoshiego, Rikyu zmarł w 1589). Rodrigues (jezuita, który spędził dużą część swojego życia w Japonii) w swoim Arte Breve napisał, że "zamysłem cha jest grzeczność, wychowanie, umiarkowanie, pokój ciała i ducha, skromność, bez przepychu i splendoru". 

Same związki chanoyu i chrześcijaństwa to trochę inna historia - niekoniecznie długa, ale na pewno przebogata. Uważa się, że co najmniej pięciu z siedmiu uczniów Rikyu było chrześcijanami. Wiemy z raportów o. Frois SJ, że często wędrujący misjonarze odprawiali msze w pawilonach herbacianych należących do chrześcijan. Sam Frois spotkał się z Rikyu podczas audiencji u Hideyoshiego na sześć tygodni przed jego samobójstwem/egzekucją. O zwyczaju picia herbaty pisali tak kupcy jak i misjonarze. Valignano sporządził nawet instrukcje, jak powinni zachowywać się osoby odpowiedzialne za chanoyu w domach jezuitów, oraz umieścił chanoyu wśród obowiązków dojuku (odpowiednicy diakonów). Kiedy w 1565 roku o. Almeida odwiedzał jednego z chrześcijan w Sakai, napisał, że gdy wszedł do pawilonu przez owe małe drzwiczki ukazało mu się wnętrze, które "wydawało się raczej zbudowane rękoma aniołów niż któregokolwiek z ludzi". A palenisko (zapewne jakaś forma binkake) wykonane z gliny w cudowny sposób było czarne jak smoła i zarazem świetliste jak lustro. Warto byłoby wspomnieć szczególnie o Takayamie Ukon (którego proces beatyfikacyjny trwa) ale może już kolejnym razem.

Wracając do dzisiejszego spotkania herbacianego.




Na zdjęciach widoczna jest przepiękna czarka wykonana przez Andrzeja Bero. Idealna wielkość, stonowane, naturalne barwy. Ziemisty brąz i zarazem lukrowa biel, niczym lodowiec spływający po ściance czarki. Do tego paw, jeden z pierwszych symboli chrześcijańskich, stąd i ochrzczona została ta czarka imieniem św. Hieronima. Oprócz niej goście dostali herbatę w dwóch czarkach wykonanych przez polskiego ceramika (nazwisko właśnie mi uciekło - przypomni mi się, to uzupełnię), zakupionych w Czarce oraz jednej letniej kyoyaki.

Jako, że nie posiadam żadnego meibutsu, które można by wystawić wykorzystałem zwykłą kadzielnicę. 

Do tego wazon (improwizowane hanaire) z bawarskiej ceramiki oraz okwiecona gałązka jabłoni. 
Dzbanek - ni to tetsubin, ni ginbin - z brązu (nawet nie wiem, czy dozwolony według kanonu - przypuszczam, że nie). 
Tacka (bon): tradycyjna, czarna, lakowana. Natsume czerwone, niestety nie w stylu Rikyu (powinno być całe czarne). 





 Herbata matsu no midori (sosnowa zieleń). Raczej standardowa, ale porządna matcha na usuchę (rzadką herbatę).









Osobom zainteresowanym postacią Rikyu polecam, oczywiście poza literaturą, znakomity film "Rikyu":



Z nowszych pozycji wyszedł ostatnio nowy film pt.: "Ask This of Rikyu", oraz anime "Hyouge mono" (ang. "Bowl Man") luźno oparte na historii Furuta Oribe, ucznia Rikyu, ukazujące ich wspólne relacje. Jeśli wpiszecie do google "hyouge mono online" powinny wam się ukazać strony, gdzie można to obejrzeć na streamie. Jako, że nie jestem jakimś wielkim fanem anime (jedna seria na ok. 2 lata) mogę je spokojnie polecić ludziom, którzy normalnie nie oglądają tego typu rzeczy. 



*Część materiału historycznego i cytaty wzięte są z Tea in Japan. Essays on the History of Chanoyu, ed. Paul Varley, Kumakura Isao, Honolulu 1989.